czwartek, 26 marca 2015

Bez pamięci - rozdział II i III



Rozdział II
Marta



Dzięki Bogu! Dziewczyna w końcu odzyskała przytomność. Najwyższa pora, bo poważnie obawiałam się, że szef uzna mnie za kompletnie niepotrzebną i wywali mnie stąd, zanim zdążę rozpakować wszystkie walizki… czyli aż dwie. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co pocznę, gdy stracę tę pracę. Dom pana Sosnowskiego wydaje się względnie bezpiecznym miejscem. Niemożliwe, żeby tutaj znalazł mnie ten psychopata. Jesteśmy zbyt daleko Warszawy, na wsi, gdzie poza willą szefa jest może piętnaście domów na krzyż i raptem dwa sklepy spożywcze… – rozmyślania przerwały mi dobiegające z korytarza głosy. Podeszłam po cichutku pod delikatnie uchylone drzwi, żeby lepiej słyszeć rozmowę pana Piotra i doktora Mrowicza. Wiedziałam, że to nieładnie, ale jak zwykle ciekawość była silniejsza ode mnie. Wścibstwo i wtykanie nosa w nie swoje sprawy to naczelna cecha kobiet z mojej rodziny od prababki Eleonory począwszy. Babunia była w tym tak dobra, że podczas wojny została szpiegiem. Świeć Panie nad jej duszą. 
– Ona niczego nie pamięta. Nie ma pojęcia, kim jest i co tu robi – powiedział lekarz.      
– Cholera jasna! – wybuchnął szef, zrobił kilka nerwowych i bezcelowych kroków po świeżo wypastowanej przeze mnie podłodze, a potem nieco spokojniej zapytał: – Długo może trwać taka amnezja?    
– Kilka dni, tygodni, miesięcy… Różnie to bywa.  
– Powiedziałeś jej wszystko?           
– Powiedziałem tylko, że miała wypadek, uderzyła się w głowę, upadając na ziemię, i złamała przy tym rękę. Wspomniałem o operacji i obejrzałem bliznę na czole. Myślę, że to na dzisiaj wystarczy, ponieważ nie można zasypywać jej zbyt dużą ilością informacji na raz.
– To co ja mam teraz robić? – w głosie pana domu przerażenie plątało się z rezygnacją.
– Idź tam, przywitaj się, bądź miły i delikatny…    
Więcej nie udało mi się podsłuchać, ponieważ mężczyźni odeszli w kierunku schodów. Uznałam, że panowie postanowili na razie oszczędzić nieszczęsnej dziewczynie bolesnych szczegółów jej wypadku. Może to i lepiej. Babcia Marysia powtarzała, że ciekawy jest zawsze lepiej poinformowany, ale bywają takie sytuacje, że im mniej człowiek wie, tym więcej zdrowia i szczęścia zaznaje.       
Zakręciłam się na pięcie, nastawiłam swoją ulubioną stację radiową i kołysząc biodrami w rytm piosenki Jennifer Lopez, wróciłam do przygotowywania lekkostrawnego posiłku dla pani Kasi.                 
Kochałam gotować. Była to druga, po czytaniu, największa pasja mojego życia. Uwielbiałam łączyć w jedną, pyszną całość najróżniejsze składniki, eksperymentować ze smakami i z dodatkami oraz dekorować potrawy tak, aby najpierw cieszyły oczy, a dopiero później podniebienie. Babcia Marysia zaraziła mnie tym, kiedy pierwszy raz pozwoliła mi asystować jej przy pieczeniu bożonarodzeniowych pierniczków. Od tamtej chwili zawsze chętnie pomagałam w kuchni, a ona uczyła mnie wszystkiego, co sama potrafiła. Uwielbiałam patrzeć, jak wkłada serce w każdy posiłek, który przygotowywała, nawet jeśli była to zwykła kanapka z serem i pomidorem lub budyń czekoladowy, którym zajadała się bez opamiętania moja młodsza siostra. Pamiętam, jak babunia powtarzała, że potrawa smakuje lepiej, jeśli gotuje się ją dla kogoś, a nie tylko dla siebie. Niestety, ja w ciągu ostatnich miesięcy robiłam to wyłącznie dla siebie. Nie miałam do dyspozycji wspaniałych, drogich sprzętów, z jakich mogłam korzystać, pracując u pana Piotra. Musiałam gotować na dwupalnikowej kuchence w maleńkim pomieszczeniu, będącym kuchnio-korytarzem w wynajmowanej przeze mnie kawalerce. Wcześniej gotowałam dla Dawida… w naszym mieszkaniu… Chryste! Na samą myśl o nim przez moje ciało przechodziły dreszcze, a stare, wydawałoby się, że już dawno zagojone blizny, bolały od nowa.

Rozdział III
Piotr

Kroczyłem powoli za Mrowiczem do pokoju dziewczyny, której kompletnie nie znałem. Nie chciałem, żeby w ogóle znajdowała się w moim domu. Nie chciałem z nią rozmawiać. Nie chciałem robić za niańkę. Nie chciałem komplikować swojego i tak mocno spieprzonego życia… a jednak zafundowałem sobie tę szopkę na własne życzenie w chwili, gdy zawarłem z Michalskim układ, który jeszcze kilka tygodni temu wydawał mi się korzystną propozycją, czy, jak to sobie wtedy tłumaczyłem, mniejszym złem.                  
Jak dotąd mój kontakt z dziewczyną ograniczył się do tego, że zaglądałem do jej sypialni kilka razy dziennie. Sprawdzałem, czy Marta w niej posprzątała, zmieniła pościel i przewietrzyła, ewentualnie, czy podłączyła kroplówkę z jakimś życiodajnym płynem, niepozwalającym, żeby organizm się odwodnił. Kilkakrotnie złapałem się na tym, że wpatrywałem się z fascynacją i jednoczesną zazdrością w spokojny sen swojego gościa. Marzyłem o tym, aby przespać w podobny sposób chociaż jedną noc. Niestety, od kilkunastu lat udawało mi się to jedynie wtedy, gdy spiłem się whisky do nieprzytomności… chociaż i to nie gwarantowało braku dręczących mnie nieustannie koszmarów.   
Szedłem jak na ścięcie, nie mając pojęcia, jak ta panna zareaguje na mój widok. Wcześniej rozważałem różne opcje naszego pierwszego spotkania. Zastanawiałem się, czy zacznie krzyczeć, czy może schowa się ze strachu do szafy, czy będzie wypytywać, czy tylko rozpaczać. Do tej pory trzymałem się ściśle scenariusza, który opracowaliśmy razem z Michalskim i Mrowiczem: szpital, potem bezpieczna opieka w moim domu pod okiem wykwalifikowanej pielęgniarki. Teraz naszym scenariuszem mogłem sobie podetrzeć tyłek. Kompletnie nie przewidziałem tego, że obudzi się z amnezją.                                    
Co ja mam jej kurwa powiedzieć? „Dzień dobry, miło cię poznać. Ja też cię widzę pierwszy raz w życiu”. – Z każdym pokonanym stopniem schodów docierało do mnie, jak bardzo żałowałem, że wpakowałem się w tę pieprzoną sytuację.         
Telefon natrętnie zawibrował mi w kieszeni. Odebrałem, nie zerkając nawet na wyświetlacz. Doskonale wiedziałem, kto dzwonił. Czekałem na to połączenie od kilku minut.    
– Co z nią? – usłyszałem głos sprawcy tego całego bałaganu.        
– Mrowicz twierdzi, że niczego nie pamięta. Całkowita amnezja – poinformowałem go zgodnie z prawdą.       
– Amnezja? To nawet dobrze się składa – stwierdził oschle.          
Cały Michalski… bezwzględny sukinsyn bez krzty uczuć i sumienia – pomyślałem.           
– Kiedy ją zabierasz? – zapytałem z nadzieją, że w odpowiedzi usłyszę „za kilka godzin”, ewentualnie „jutro”.           
– Posłuchaj, Piotr – zaczął, a ja natychmiast zyskałem pewność, że nie spodoba mi się to, co za chwilę powie. – Wiem, że ustalaliśmy inaczej, ale skoro niczego nie pamięta, to lepiej będzie, jeśli zostanie u ciebie dłużej, niż planowaliśmy. Sytuacja w Gdańsku skomplikowała się bardziej, niż początkowo zakładałem i nie jest to najlepszy moment na jej powrót. Zaopiekuj się nią dobrze. Włos ma jej z głowy nie spaść – rozkazał mi niczym jednemu ze swoich chłoptasi na posyłki, chociaż doskonale wiedział, że cholernie wkurwiał mnie taki ton.
– Masz rację… – burknąłem, przeklinając go w duszy. – Ustalaliśmy inaczej. Miałem zapewnić jej opiekę, dopóki nie wybudzi się ze śpiączki. Obudziła się, więc moja rola dobiegła końca.      
– Mówiłem, że kilka spraw się skomplikowało – prawie na mnie ryknął.   
– A ja powinienem powiedzieć, że gówno mnie to obchodzi i spakować walizki swojego gościa – mój ton nie pozostawiał mu żadnych wątpliwości, jak bardzo wkurwiła mnie ta nagła zmiana planów.         
– Piotr, umówiliśmy się, że zaopiekujesz się nią, dopóki jej nie zabiorę. Skoro niczego nie pamięta, to lepiej będzie, jeśli jeszcze przez pewien czas zostanie u ciebie. Nie chcę, żeby wszystko wzięło w łeb – stwierdził nieco spokojniej.            
I co ja mam jej niby powiedzieć? Że przyjechała tutaj na wczasy? – Czekałem na lepsze propozycje, ponieważ sam nie miałem żadnych koncepcji. – Jak mam wyjaśnić jej stan?         
– A co powiedział jej Mrowicz?       
– Powiedział, że miała wypadek, uderzyła się w głowę, złamała rękę, przeszła operację… – zacząłem wyliczać.           
– I tyle wystarczy. O reszcie nie musicie na razie wspominać. Dopóki sama sobie wszystkiego nie przypomni, może żyć w nieświadomości. Naginaj fakty wedle uznania. Uważam również, że lepiej będzie nie podawać jej prawdziwego nazwiska.        
– Niby dlaczego? – zdziwiłem się.   
– Żeby nie szukała w Internecie wiadomości na swój temat. Niech na razie będzie jakąś Zosią, Krysią lub Kasią znikąd, którą po prostu potrącił samochód. 
– A jak mam wyjaśnić jej obecność w moim domu?           
– Podobno jesteś inteligentny. Wymyślisz coś… – sapnął do słuchawki i zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, usłyszałem dźwięk informujący o tym, że mój rozmówca zakończył już połączenie.        
Pieprzony sukinsyn!

7 komentarzy:

  1. Taki krótki fragment, a tak wywraca emocje do góry nogami :) (o ile emocje można wywrócić do góry nogami, ale moje właśnie tak wyglądają) :) Świetnie się zaczyna i mam nadzieję, że nie potrwa długo napisanie całej powieści. Trzymam kciuki, żeby wena nie opuszczała i żeby czasu nie brakowało :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że praca wre :) Zaczytana bez Pamięci poleca się, jeśli byłby potrzebny recenzent :) czekam z niecierpliwością na Pani nową książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada się świetnie! Trafiłam na tego bloga poszukując informacji/opini o "Bezczelnej", a tu proszę! Naprawdę dawno nie miałam takiej ochoty na polską książkę ;) Na razie muszę nadrobić zaległości i zapoznać się z "Bezczelną" :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To będzie prawdziwy hit! Czekam na papierową wersję z niecierpliwością. Masz to coś co sprawia, że czytelnik łaknie więcej, nie wkłada wysiłku w wizualizację opisanych przez autorkę scen. Bawisz i kokietujesz... Dla mnie cudowna książka i śmiem twierdzić jedna z lepszych jakie czytałam rodzimej autorki.Kocham bohaterów i fabułę. Piszesz tak lekko i przejrzyście, że nie sposób się oderwać. Uwielbiam w Tobie to, że odbiorca nie wie kompletnie czego się spodziewać. Zaskakujesz i rozkochujesz czytelnika w każdym fragmencie. <3 To moja subiektywna ocena, ale śmiem twierdzić, że niejedna osoba zgodzi się
    ze mną i pokocha bohaterów tak samo jak ja :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaintrygował mnie ten rozdział , ciekawe co takiego się wydarzyło , że z tego taka wielka tajemnica...

    OdpowiedzUsuń