Zapraszam do lektury i czekam na opinie :)
Bez
pamięci
Rozdział
I
Dziewczyna
Obudził mnie potworny ból głowy, brzucha i lewej ręki.
Ohydny, metaliczny posmak uformował olbrzymią gulę w moim gardle. Łzy
przerażenia zalewały moje oczy i cienkimi strumieniami wypływały spod
zaciśniętych powiek. Kiedy spróbowałam poruszyć zesztywniałym karkiem,
zaatakował mnie paraliżujący skurcz kilku mięśni jednocześnie. Usłyszałam
zgrzyt własnych zębów, który odbił się echem w najdalszych zakamarkach mojego
umysłu. Starałam się otworzyć oczy, ale wpadające przez okno promienie słońca
niemiłosiernie paliły moje źrenice. Zasnęłam… a może zemdlałam.
Nie pamiętam, ile spałam. Gdy ponownie odzyskałam
świadomość, nadal wszystko koszmarnie bolało. Przez chwilę wydawało mi, że
jakiś kamień przygniata moją lewą rękę. Kątem oka dostrzegłam gips, zaczynający
się przy dłoni, a kończący jakieś sześć centymetrów za łokciem. Skrzywiłam się,
bo był dość ciasny i skóra pod nim okropnie swędziała. Światło słoneczne natrętnie
przedzierało się przez odsłonięte okno, a wirujący obraz wywołał falę nudności.
Kilkanaście minut leżałam z zamkniętymi oczami, próbując przypomnieć sobie, co
się w ogóle stało. Nic. Przerażająca pustka. Czarna dziura. Paraliżujący spazm
strachu przeszył każdy zakamarek mojego ciała.
Cholera… Muszę do łazienki… i to szybko! – poczułam, że mój pęcherz długo nie wytrzyma napięcia.
Mięśnie trzęsły mi się jak galareta nawet przy najdelikatniejszym ruchu. Z wielkim trudem podciągnęłam się sprawną ręką i usiadłam na łóżku. Było zachwycające: drewniane, duże, bardzo wygodne, ale również kompletnie nieznane, jakbym obudziła się w nim pierwszy raz w życiu. Nie tylko łóżko, ale całe pomieszczenie, w którym się znajdowałam, wydawało mi się równie piękne, co nieznajome.
Chyba nie jestem w szpitalu… ale co to za miejsce? – pomyślałam, rozglądając się nerwowo po pokoju i analizując wnikliwie wygląd każdego stojącego w nim mebla.
Podobało mi się zestawienie śnieżnobiałych mebli z fioletowymi ścianami i zasłonami. Moją uwagę przyciągnęła najpierw stojąca przy oknie, bogato zdobiona toaletka z wielkim, lekko pochylonym lustrem pośrodku. Tuż obok, w rogu pokoju, ustawiono dużą szafę. Dzięki temu, że drzwiczki były uchylone, mogłam dostrzec, że wisi w niej mnóstwo damskich ubrań. Łóżko stało przy ścianie, prostopadle do okna. Było tak szerokie, że spokojnie wyspałyby się na nim trzy dorosłe osoby. Przyjemny zapach satynowej pościeli unosił się w całej sypialni. Nad wezgłowiem łóżka wisiał obraz. Przyglądałam mu się kilka chwil. Nie przedstawiał niczego konkretnego, totalna abstrakcja, jednak jego stonowana kolorystyka, w której dominowały dwa odcienie szarości, idealnie uzupełniała wystrój pokoju. Na podłodze leżał niewielki, jasny dywanik. Poza wywołującym u mnie gęsią skórkę wieszakiem na kroplówki i kilkoma kwiatami doniczkowymi, ustawionymi na parapecie, w pomieszczeniu nie było nic więcej. Nie było nikogo więcej.
Nerwowo przełknęłam ślinę i spróbowałam wstać. Gdy tylko dotknęłam podłogi, moim stopom zaczęło dokuczać nieprzyjemne mrowienie. Miałam wrażenie, że milion szpilek wbija się w nie od spodu. Na drżących z wysiłku nogach, podpierając się o mijane meble i sycząc pod nosem z bólu, doczłapałam do toaletki.
O mój Boże! Kim ja jestem?! – wrzasnęłam w duchu, gdy spojrzałam w lustro. Sekundę później uderzyła we mnie fala gorąca, a wokół zapanował mrok. Upadłam.
Cholera… Muszę do łazienki… i to szybko! – poczułam, że mój pęcherz długo nie wytrzyma napięcia.
Mięśnie trzęsły mi się jak galareta nawet przy najdelikatniejszym ruchu. Z wielkim trudem podciągnęłam się sprawną ręką i usiadłam na łóżku. Było zachwycające: drewniane, duże, bardzo wygodne, ale również kompletnie nieznane, jakbym obudziła się w nim pierwszy raz w życiu. Nie tylko łóżko, ale całe pomieszczenie, w którym się znajdowałam, wydawało mi się równie piękne, co nieznajome.
Chyba nie jestem w szpitalu… ale co to za miejsce? – pomyślałam, rozglądając się nerwowo po pokoju i analizując wnikliwie wygląd każdego stojącego w nim mebla.
Podobało mi się zestawienie śnieżnobiałych mebli z fioletowymi ścianami i zasłonami. Moją uwagę przyciągnęła najpierw stojąca przy oknie, bogato zdobiona toaletka z wielkim, lekko pochylonym lustrem pośrodku. Tuż obok, w rogu pokoju, ustawiono dużą szafę. Dzięki temu, że drzwiczki były uchylone, mogłam dostrzec, że wisi w niej mnóstwo damskich ubrań. Łóżko stało przy ścianie, prostopadle do okna. Było tak szerokie, że spokojnie wyspałyby się na nim trzy dorosłe osoby. Przyjemny zapach satynowej pościeli unosił się w całej sypialni. Nad wezgłowiem łóżka wisiał obraz. Przyglądałam mu się kilka chwil. Nie przedstawiał niczego konkretnego, totalna abstrakcja, jednak jego stonowana kolorystyka, w której dominowały dwa odcienie szarości, idealnie uzupełniała wystrój pokoju. Na podłodze leżał niewielki, jasny dywanik. Poza wywołującym u mnie gęsią skórkę wieszakiem na kroplówki i kilkoma kwiatami doniczkowymi, ustawionymi na parapecie, w pomieszczeniu nie było nic więcej. Nie było nikogo więcej.
Nerwowo przełknęłam ślinę i spróbowałam wstać. Gdy tylko dotknęłam podłogi, moim stopom zaczęło dokuczać nieprzyjemne mrowienie. Miałam wrażenie, że milion szpilek wbija się w nie od spodu. Na drżących z wysiłku nogach, podpierając się o mijane meble i sycząc pod nosem z bólu, doczłapałam do toaletki.
O mój Boże! Kim ja jestem?! – wrzasnęłam w duchu, gdy spojrzałam w lustro. Sekundę później uderzyła we mnie fala gorąca, a wokół zapanował mrok. Upadłam.
– Nic ci nie jest?! – usłyszałam głos, ale nie miałam
pojęcia, do kogo należał. Nie byłam nawet pewna, czy ta osoba w ogóle mówiła do
mnie. Zagadka rozwiązała się sama, gdy poczułam, że ktoś ostrożnie podniósł
moje ciało i przeszedł kilka kroków. Wydawało mi się, że frunę. Moje zmysły
obezwładnił intensywny zapach męskiej wody toaletowej, a chwilę później znalazłam
się na łóżku.
– Marto! Wezwij doktora Mrowicza! Natychmiast! – ponownie usłyszałam ten głos. Był silny, stanowczy, zdecydowany, nieco zachrypnięty, ale podobał mi się jego ton. Ponad wszystko pragnęłam zobaczyć, do kogo należał, jednak uparte powieki były jak z kamienia. Przerażone serce kołatało szaleńczo, jakby próbowało wyskoczyć z mojej piersi. Potwornie bałam się tego człowieka, ale równie mocno nie chciałam, żeby zostawił mnie teraz samą. Kimkolwiek był, wolałam jego obecność od kolejnej samotnej pobudki w kompletnie nieznanym pokoju. Odpłynęłam.
– Marto! Wezwij doktora Mrowicza! Natychmiast! – ponownie usłyszałam ten głos. Był silny, stanowczy, zdecydowany, nieco zachrypnięty, ale podobał mi się jego ton. Ponad wszystko pragnęłam zobaczyć, do kogo należał, jednak uparte powieki były jak z kamienia. Przerażone serce kołatało szaleńczo, jakby próbowało wyskoczyć z mojej piersi. Potwornie bałam się tego człowieka, ale równie mocno nie chciałam, żeby zostawił mnie teraz samą. Kimkolwiek był, wolałam jego obecność od kolejnej samotnej pobudki w kompletnie nieznanym pokoju. Odpłynęłam.
Obudziło mnie czyjeś
nawoływanie:
– Halo?! Halo?! Słyszysz mnie?! – Poczułam delikatne uderzenie dłonią w mój policzek. Tym razem udało mi się otworzyć oczy, ale musiało upłynąć kilka chwil, zanim obraz nabrał ostrości. Mówiący do mnie mężczyzna miał około sześćdziesięciu lat, siwą czuprynę, sporo zmarszczek, płaski nos i niebieskie oczy schowane za dużymi okularami. Przyglądał mi się z uwagą, podczas gdy ja próbowałam opanować rozbiegane źrenice. – Jestem lekarzem. Nazywam się Stanisław Mrowicz – przedstawił się, uśmiechając życzliwie. – Pamiętasz, co się stało? – zapytał, a gdy pokręciłam przecząco głową, bez ostrzeżenia wyrzucił z siebie: – Miałaś poważny wypadek kilka tygodni temu…
Kilka tygodni temu???!!! – Szok tak wyraźnie malował się na mojej twarzy, że doktor bez trudu odczytał to niewypowiedziane pytanie.
– Spokojnie, jesteś bezpieczna, a twojemu zdrowiu nic już nie zagraża. Operowałem cię w mojej prywatnej klinice. Miałaś kilka obrażeń wewnętrznych, które wymagały natychmiastowej interwencji chirurgicznej. Osobiście nastawiłem, a później zagipsowałem twoją lewą rękę i zszyłem krwawiącą ranę przy skroni. – Przerwał na chwilę, dotknął mojej głowy przy łuku brwiowym, przyglądał się badawczo bliźnie, przejechał po niej palcem, aż w końcu stwierdził: – Został po niej jedynie malutki ślad, ale przysięgam, że jest on prawie niewidoczny i w żaden sposób nie szpeci twojej pięknej buzi.
Zamknęłam oczy. Chciało mi się płakać, ale brakowało mi sił na okazywanie emocji.
Miałam poważną operację, krwawiącą ranę na twarzy, złamaną rękę i nie potrafię przypomnieć sobie, dlaczego… Chryste! Co się dzieje?
Mimo zbliżającego się w tempie huraganu załamania nerwowego, próbowałam skupić się na słowach doktora.
– Mogę przysiąc, że zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, abyś jak najszybciej wróciła do zdrowia. Opiekowałem się tobą w klinice przez cztery tygodnie. Później uznałem, że hospitalizacja nie jest już konieczna, a domowy klimat może przyspieszyć pobudkę, dlatego w zeszły czwartek pozwoliłem przewieźć cię tutaj.
Tutaj? Czyli, cholera, gdzie? Człowieku! Ja ciebie w ogóle nie znam! Kto mi zagwarantuje, że ty naprawdę jesteś lekarzem? A może to tylko głupi żart podświadomości, która postanowiła zaserwować mi wyjątkowo przerażający sen? Uszczypnij mnie, czy coś!!!
Łudziłam się jeszcze, że za chwilę ten koszmar się skończy. Niestety, to nie był sen. Gips był realny… Ból był realny… Strach był tak prawdziwy, że odczuwałam go każdym nerwem. Przerażenie wdarło się pod moją skórę niczym natrętny pasożyt, wywołując okrutne swędzenie całego ciała.
– Czy coś cię boli? Możesz się ruszać? Możesz mówić? – dopytywał lekarz.
– Taaaak… – jęknęłam. – Boli… Głowa…
– Niestety, głowa może boleć jeszcze przez jakiś czas. Obudziłaś się po dość długiej drzemce. Poza tym twojemu organizmowi dostarczono solidną dawkę silnych leków – wyjaśnił, a potem uniósł moje powieki w górę i w pełnym skupieniu szukał czegoś w źrenicach. – Pamiętasz, jak do tego doszło?
Ja pierdzielę!!! Do czego? Zgwałcili mnie? Pobili? Okradli? – Mój puls przyspieszył dwukrotnie.
– Nie… – tylko na tyle było mnie stać.
– Spokojnie. To całkowicie normalne – stwierdził, szukając czegoś w skórzanej torbie lekarskiej. – Wielu pacjentów nie pamięta chwili wypadku i tego, co działo się bezpośrednio przed nim.
– Ja… niczego… nie… pamiętam – z wielki trudem wypowiedziałam zalążek zdania.
– Niczego? – Przerwał swoją grzebaninę i ponownie popatrzył na mnie badawczo. – A jak się nazywasz?
– Nie… mam… pojęcia… – wydukałam, czując, że moje oczy zrobiły się szkliste.
– Ile masz lat?
– Nie wiem.
– Halo?! Halo?! Słyszysz mnie?! – Poczułam delikatne uderzenie dłonią w mój policzek. Tym razem udało mi się otworzyć oczy, ale musiało upłynąć kilka chwil, zanim obraz nabrał ostrości. Mówiący do mnie mężczyzna miał około sześćdziesięciu lat, siwą czuprynę, sporo zmarszczek, płaski nos i niebieskie oczy schowane za dużymi okularami. Przyglądał mi się z uwagą, podczas gdy ja próbowałam opanować rozbiegane źrenice. – Jestem lekarzem. Nazywam się Stanisław Mrowicz – przedstawił się, uśmiechając życzliwie. – Pamiętasz, co się stało? – zapytał, a gdy pokręciłam przecząco głową, bez ostrzeżenia wyrzucił z siebie: – Miałaś poważny wypadek kilka tygodni temu…
Kilka tygodni temu???!!! – Szok tak wyraźnie malował się na mojej twarzy, że doktor bez trudu odczytał to niewypowiedziane pytanie.
– Spokojnie, jesteś bezpieczna, a twojemu zdrowiu nic już nie zagraża. Operowałem cię w mojej prywatnej klinice. Miałaś kilka obrażeń wewnętrznych, które wymagały natychmiastowej interwencji chirurgicznej. Osobiście nastawiłem, a później zagipsowałem twoją lewą rękę i zszyłem krwawiącą ranę przy skroni. – Przerwał na chwilę, dotknął mojej głowy przy łuku brwiowym, przyglądał się badawczo bliźnie, przejechał po niej palcem, aż w końcu stwierdził: – Został po niej jedynie malutki ślad, ale przysięgam, że jest on prawie niewidoczny i w żaden sposób nie szpeci twojej pięknej buzi.
Zamknęłam oczy. Chciało mi się płakać, ale brakowało mi sił na okazywanie emocji.
Miałam poważną operację, krwawiącą ranę na twarzy, złamaną rękę i nie potrafię przypomnieć sobie, dlaczego… Chryste! Co się dzieje?
Mimo zbliżającego się w tempie huraganu załamania nerwowego, próbowałam skupić się na słowach doktora.
– Mogę przysiąc, że zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, abyś jak najszybciej wróciła do zdrowia. Opiekowałem się tobą w klinice przez cztery tygodnie. Później uznałem, że hospitalizacja nie jest już konieczna, a domowy klimat może przyspieszyć pobudkę, dlatego w zeszły czwartek pozwoliłem przewieźć cię tutaj.
Tutaj? Czyli, cholera, gdzie? Człowieku! Ja ciebie w ogóle nie znam! Kto mi zagwarantuje, że ty naprawdę jesteś lekarzem? A może to tylko głupi żart podświadomości, która postanowiła zaserwować mi wyjątkowo przerażający sen? Uszczypnij mnie, czy coś!!!
Łudziłam się jeszcze, że za chwilę ten koszmar się skończy. Niestety, to nie był sen. Gips był realny… Ból był realny… Strach był tak prawdziwy, że odczuwałam go każdym nerwem. Przerażenie wdarło się pod moją skórę niczym natrętny pasożyt, wywołując okrutne swędzenie całego ciała.
– Czy coś cię boli? Możesz się ruszać? Możesz mówić? – dopytywał lekarz.
– Taaaak… – jęknęłam. – Boli… Głowa…
– Niestety, głowa może boleć jeszcze przez jakiś czas. Obudziłaś się po dość długiej drzemce. Poza tym twojemu organizmowi dostarczono solidną dawkę silnych leków – wyjaśnił, a potem uniósł moje powieki w górę i w pełnym skupieniu szukał czegoś w źrenicach. – Pamiętasz, jak do tego doszło?
Ja pierdzielę!!! Do czego? Zgwałcili mnie? Pobili? Okradli? – Mój puls przyspieszył dwukrotnie.
– Nie… – tylko na tyle było mnie stać.
– Spokojnie. To całkowicie normalne – stwierdził, szukając czegoś w skórzanej torbie lekarskiej. – Wielu pacjentów nie pamięta chwili wypadku i tego, co działo się bezpośrednio przed nim.
– Ja… niczego… nie… pamiętam – z wielki trudem wypowiedziałam zalążek zdania.
– Niczego? – Przerwał swoją grzebaninę i ponownie popatrzył na mnie badawczo. – A jak się nazywasz?
– Nie… mam… pojęcia… – wydukałam, czując, że moje oczy zrobiły się szkliste.
– Ile masz lat?
– Nie wiem.
– Gdzie mieszkasz?
Odpowiedziałam na to pytanie jedynie zrezygnowaną miną i bezradnością w oczach.
– Domyślam się, że jesteś w tej chwili potwornie przerażona, nieufna i bliska załamania. Musisz zrozumieć, że chwilowa amnezja to częste zjawisko wśród pacjentów, którzy przeżyli poważny wypadek. Niestety, upadając na ziemię, uderzyłaś się mocno w głowę. Wstrząs był tak silny… – opowiadał, a moje gardło zwęziło się tak gwałtownie, że przez chwilę nie potrafiłam złapać tchu. – …więc będę musiał zbadać cię jeszcze raz w klinice, ale wierzę, że niebawem przypomnisz sobie wszystko ze szczegółami. Najlepszym lekiem na amnezję jest spokój. Nie możesz panikować. Wspomnienia będą powracać stopniowo. Nie próbuj przywołać ich na siłę, ponieważ to niczego nie da, a może pogorszyć sprawę. Dobrym ćwiczeniem pamięci jest odtwarzanie ze szczegółami tego, co będzie działo się od teraz. Na przykład jutro spróbuj przywołać w myślach naszą dzisiejszą rozmowę, dobrze? – Kiwnęłam twierdząco głową, ale nie byłam pewna, czy potwierdziłam, że go zrozumiałam, czy tylko to, że go słyszałam. Lekarz milczał przez dłuższą chwilę, przyglądał mi się wnikliwie, a potem wyciągnął z torby fiolkę z tabletkami i podał mi ją, mówiąc:
– Bierz maksymalnie dwie dziennie o stałych porach, najlepiej rano i wieczorem. Poprawiają koncentrację, pracę mózgu i korzystnie wpływają na cały układ nerwowy. Uśmierzą również ból oraz złagodzą zawroty głowy. Kiedy będziesz czuła się lepiej, zmniejsz dawkę do jednej na dobę, ale pamiętaj, żeby zażywać je regularnie każdego dnia. – Spojrzałam niepewnie raz na niego, raz na białe pastylki, ale nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, lekarz mówił dalej: – Musisz dużo spać. Jesteś bardzo osłabiona. Piotr zapewnił ci doskonałą opiekę i pod jego nieobecność będzie czuwać nad tobą Marta, która ma przeszkolenie medyczne, więc dobrze wie, jak zachować się w nagłych wypadkach. Nie powinnaś zostawać teraz sama w domu, ponieważ w każdej chwili może powtórzyć się sytuacja sprzed godziny. Zakręci ci się w głowie, zemdlejesz i wylądujesz na podłodze… Niestety, muszę cię ostrzec, że zawroty głowy będą się utrzymywać jeszcze przez kilka, a nawet kilkanaście dni. – Otworzyłam usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. – Chcesz o coś zapytać?
Zapytać? Mam milion pytań… Nie wiem, od którego zacząć… Kim jestem? Co tu robię? Co mi się do cholery stało? Którędy do łazienki? Kto ubrał mnie w tę paskudną, pomarańczową piżamę? I jeszcze jedno…
– Kim jest Piotr? – wyleciało z moich ust, zanim zdążyłam ogarnąć myśli.
– Przyprowadzę go – odpowiedział i wyszedł na korytarz.
Odpowiedziałam na to pytanie jedynie zrezygnowaną miną i bezradnością w oczach.
– Domyślam się, że jesteś w tej chwili potwornie przerażona, nieufna i bliska załamania. Musisz zrozumieć, że chwilowa amnezja to częste zjawisko wśród pacjentów, którzy przeżyli poważny wypadek. Niestety, upadając na ziemię, uderzyłaś się mocno w głowę. Wstrząs był tak silny… – opowiadał, a moje gardło zwęziło się tak gwałtownie, że przez chwilę nie potrafiłam złapać tchu. – …więc będę musiał zbadać cię jeszcze raz w klinice, ale wierzę, że niebawem przypomnisz sobie wszystko ze szczegółami. Najlepszym lekiem na amnezję jest spokój. Nie możesz panikować. Wspomnienia będą powracać stopniowo. Nie próbuj przywołać ich na siłę, ponieważ to niczego nie da, a może pogorszyć sprawę. Dobrym ćwiczeniem pamięci jest odtwarzanie ze szczegółami tego, co będzie działo się od teraz. Na przykład jutro spróbuj przywołać w myślach naszą dzisiejszą rozmowę, dobrze? – Kiwnęłam twierdząco głową, ale nie byłam pewna, czy potwierdziłam, że go zrozumiałam, czy tylko to, że go słyszałam. Lekarz milczał przez dłuższą chwilę, przyglądał mi się wnikliwie, a potem wyciągnął z torby fiolkę z tabletkami i podał mi ją, mówiąc:
– Bierz maksymalnie dwie dziennie o stałych porach, najlepiej rano i wieczorem. Poprawiają koncentrację, pracę mózgu i korzystnie wpływają na cały układ nerwowy. Uśmierzą również ból oraz złagodzą zawroty głowy. Kiedy będziesz czuła się lepiej, zmniejsz dawkę do jednej na dobę, ale pamiętaj, żeby zażywać je regularnie każdego dnia. – Spojrzałam niepewnie raz na niego, raz na białe pastylki, ale nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, lekarz mówił dalej: – Musisz dużo spać. Jesteś bardzo osłabiona. Piotr zapewnił ci doskonałą opiekę i pod jego nieobecność będzie czuwać nad tobą Marta, która ma przeszkolenie medyczne, więc dobrze wie, jak zachować się w nagłych wypadkach. Nie powinnaś zostawać teraz sama w domu, ponieważ w każdej chwili może powtórzyć się sytuacja sprzed godziny. Zakręci ci się w głowie, zemdlejesz i wylądujesz na podłodze… Niestety, muszę cię ostrzec, że zawroty głowy będą się utrzymywać jeszcze przez kilka, a nawet kilkanaście dni. – Otworzyłam usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. – Chcesz o coś zapytać?
Zapytać? Mam milion pytań… Nie wiem, od którego zacząć… Kim jestem? Co tu robię? Co mi się do cholery stało? Którędy do łazienki? Kto ubrał mnie w tę paskudną, pomarańczową piżamę? I jeszcze jedno…
– Kim jest Piotr? – wyleciało z moich ust, zanim zdążyłam ogarnąć myśli.
– Przyprowadzę go – odpowiedział i wyszedł na korytarz.
No i mnie zaintrygowałaś!!!!
OdpowiedzUsuńWow! Zapowiada się fantastycznie... Chcę więcej.. ojeje będziesz nas torturowała wiem to :(
Zdecydowanie jedna z moich najulubieńszych rodzimych pisarek :)
Dzięki :) :* Będzie więcej... postaram się bardzo nie torturować :)
UsuńWiem, że odpowiedź na to pytanie nie padnie ale... Kiedy kolejny rozdział? :)
OdpowiedzUsuńA może tak zrobić głosowanie na najlepszy tytuł :)
A co do rozdziału... mnie bardzo zaciekawił i jestem pewna, że będzie to wciągająca i interesująca powieść, i już nie mogę się doczekać premiery! :)
Dziękuję :) A co do kolejnego rozdziału, to pewnie jeszcze coś wstawię :) Nie wiem kiedy, ale na pewno dam znać :)
UsuńZapowiada się ciekawie ;) ale nie byłabym sobą, gdyby nie małe ale... poczytaj książkę Katarzyny Bereniki Miszczuk "Druga szansa" i... nie idź w tym kierunku ;)
OdpowiedzUsuńW zależności od tego jak rozwiniesz postać lekarza (i czy w ogóle to zrobisz) wszystkie kwestie medyczne wyglądają w porządku i są wiarygodne.
Na razie przeczytałam opis okładkowy tej książki i dwie recenzje... Myślę, że to w ogóle nie jest kierunek, w który zamierzam pójść ;) Ale dziękuje ślicznie za radę i wskazówki :)
Usuń... po kilku pierwszych zdaniach, pomyslalem sobie: bohaterka musiala sie porzadnie "najarac".... No dobra, lekarz, Piotr, zanik pamieci... hi mozna bohaterce wmawiac niestworzone rzeczy, nawet malzenstwo z bufonowatym bufonem, hi. Jestem ciekaw ciagu...nawet dalszego. Pozdrawiam i kciuki trzymam w gotowosci bojowej, ))))
OdpowiedzUsuńhehe :) Dziękuję i również pozdrawiam :)
UsuńTo wspaniałe moc, ponownie zdarzyć się z Twoim stylem pisania. Nie mogę się doczekać książki i mam ogromną nadzieję, że niebawem ukaże się w księgarniach. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJestem pod mega wrażeniem i czekam na więcej :) zaintrygowana :)
OdpowiedzUsuńSuper!!!Zapowiada się ciekawie 😀
OdpowiedzUsuńTO. JEST. CUDOWNE!
OdpowiedzUsuńPragnę więcej i więcej!
Cudownie pani pisze i bardzo panią podziwiam. Kiedyś chciałabym pisać jak pani :)
Pozdrawiam,
Isabelle West
Z książkami przy kawie
Zaczyna się ciekawie i wciaga od razu :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam twój styl. "Beszczelną" przeczytałam w dwa popołudnia i nie mogłam sie od niej oderwać :)
Czekam na więcej.
Pozdrawiam
Urwać w takim momencie?! Zaintrygiwał mnie ten rozdział. Mam nadzieję,że książka zaskoczył każdego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.