Dzięki Bogu! Dziewczyna w końcu odzyskała przytomność.
Najwyższa pora, bo poważnie obawiałam się, że szef uzna mnie za kompletnie
niepotrzebną i wywali mnie stąd, zanim zdążę rozpakować wszystkie walizki…
czyli aż dwie. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co pocznę, gdy stracę tę pracę. Dom
pana Sosnowskiego wydaje się względnie bezpiecznym miejscem. Niemożliwe, żeby
tutaj znalazł mnie ten psychopata. Jesteśmy zbyt daleko Warszawy, na wsi, gdzie
poza willą szefa jest może piętnaście domów na krzyż i raptem dwa sklepy
spożywcze… – rozmyślania przerwały mi dobiegające z korytarza
głosy. Podeszłam po cichutku pod delikatnie uchylone drzwi, żeby lepiej słyszeć
rozmowę pana Piotra i doktora Mrowicza. Wiedziałam, że to nieładnie, ale jak
zwykle ciekawość była silniejsza ode mnie. Wścibstwo i wtykanie nosa w nie
swoje sprawy to naczelna cecha kobiet z mojej rodziny od prababki Eleonory
począwszy. Babunia była w tym tak dobra, że podczas wojny została szpiegiem. Świeć
Panie nad jej duszą.
– Ona niczego nie pamięta. Nie ma pojęcia, kim jest i co tu robi – powiedział lekarz.
– Cholera jasna! – wybuchnął szef, zrobił kilka nerwowych i bezcelowych kroków
po świeżo wypastowanej przeze mnie podłodze, a potem nieco spokojniej zapytał:
– Długo może trwać taka amnezja?
– Kilka dni, tygodni, miesięcy… Różnie to bywa.
– Powiedziałeś jej wszystko?
– Powiedziałem tylko, że miała wypadek, uderzyła się w głowę, upadając na
ziemię, i złamała przy tym rękę. Wspomniałem o operacji i obejrzałem bliznę na
czole. Myślę, że to na dzisiaj wystarczy, ponieważ nie można zasypywać jej zbyt
dużą ilością informacji na raz.
– To co ja mam teraz robić? – w głosie pana domu przerażenie plątało się z
rezygnacją.
– Idź tam, przywitaj się, bądź miły i delikatny…
Więcej nie udało mi się podsłuchać, ponieważ mężczyźni odeszli w kierunku
schodów. Uznałam, że panowie postanowili na razie oszczędzić nieszczęsnej
dziewczynie bolesnych szczegółów jej wypadku. Może to i lepiej. Babcia Marysia
powtarzała, że ciekawy jest zawsze lepiej poinformowany, ale bywają takie
sytuacje, że im mniej człowiek wie, tym więcej zdrowia i szczęścia zaznaje.
Zakręciłam się na pięcie, nastawiłam swoją ulubioną stację radiową i kołysząc
biodrami w rytm piosenki Jennifer Lopez, wróciłam do przygotowywania
lekkostrawnego posiłku dla pani Kasi.
Kochałam gotować. Była to druga, po czytaniu, największa pasja mojego życia.
Uwielbiałam łączyć w jedną, pyszną całość najróżniejsze składniki, eksperymentować
ze smakami i z dodatkami oraz dekorować potrawy tak, aby najpierw cieszyły
oczy, a dopiero później podniebienie. Babcia Marysia zaraziła mnie tym, kiedy
pierwszy raz pozwoliła mi asystować jej przy pieczeniu bożonarodzeniowych
pierniczków. Od tamtej chwili zawsze chętnie pomagałam w kuchni, a ona uczyła
mnie wszystkiego, co sama potrafiła. Uwielbiałam patrzeć, jak wkłada serce w
każdy posiłek, który przygotowywała, nawet jeśli była to zwykła kanapka z serem
i pomidorem lub budyń czekoladowy, którym zajadała się bez opamiętania moja
młodsza siostra. Pamiętam, jak babunia powtarzała, że potrawa smakuje lepiej,
jeśli gotuje się ją dla kogoś, a nie tylko dla siebie. Niestety, ja w ciągu
ostatnich miesięcy robiłam to wyłącznie dla siebie. Nie miałam do dyspozycji
wspaniałych, drogich sprzętów, z jakich mogłam korzystać, pracując u pana
Piotra. Musiałam gotować na dwupalnikowej kuchence w maleńkim pomieszczeniu,
będącym kuchnio-korytarzem w wynajmowanej przeze mnie kawalerce. Wcześniej
gotowałam dla Dawida… w naszym mieszkaniu… Chryste! Na samą myśl o nim przez
moje ciało przechodziły dreszcze, a stare, wydawałoby się, że już dawno
zagojone blizny, bolały od nowa.
Rozdział III
Piotr
Kroczyłem
powoli za Mrowiczem do pokoju dziewczyny, której kompletnie nie znałem. Nie
chciałem, żeby w ogóle znajdowała się w moim domu. Nie chciałem z nią
rozmawiać. Nie chciałem robić za niańkę. Nie chciałem komplikować swojego i tak
mocno spieprzonego życia… a jednak zafundowałem sobie tę szopkę na własne
życzenie w chwili, gdy zawarłem z Michalskim układ, który jeszcze kilka tygodni
temu wydawał mi się korzystną propozycją, czy, jak to sobie wtedy tłumaczyłem,
mniejszym złem.
Jak dotąd mój kontakt z dziewczyną ograniczył się do tego, że zaglądałem do jej
sypialni kilka razy dziennie. Sprawdzałem, czy Marta w niej posprzątała, zmieniła
pościel i przewietrzyła, ewentualnie, czy podłączyła kroplówkę z jakimś życiodajnym
płynem, niepozwalającym, żeby organizm się odwodnił. Kilkakrotnie złapałem się
na tym, że wpatrywałem się z fascynacją i jednoczesną zazdrością w spokojny sen
swojego gościa. Marzyłem o tym, aby przespać w podobny sposób chociaż jedną
noc. Niestety, od kilkunastu lat udawało mi się to jedynie wtedy, gdy spiłem
się whisky do nieprzytomności… chociaż i to nie gwarantowało braku dręczących
mnie nieustannie koszmarów.
Szedłem jak na ścięcie, nie mając pojęcia, jak ta panna zareaguje na mój widok.
Wcześniej rozważałem różne opcje naszego pierwszego spotkania. Zastanawiałem
się, czy zacznie krzyczeć, czy może schowa się ze strachu do szafy, czy będzie
wypytywać, czy tylko rozpaczać. Do tej pory trzymałem się ściśle scenariusza,
który opracowaliśmy razem z Michalskim i Mrowiczem: szpital, potem bezpieczna
opieka w moim domu pod okiem wykwalifikowanej pielęgniarki. Teraz naszym
scenariuszem mogłem sobie podetrzeć tyłek. Kompletnie nie przewidziałem tego,
że obudzi się z amnezją.
Co ja mam jej kurwa powiedzieć? „Dzień
dobry, miło cię poznać. Ja też cię widzę pierwszy raz w życiu”. – Z każdym
pokonanym stopniem schodów docierało do mnie, jak bardzo żałowałem, że
wpakowałem się w tę pieprzoną sytuację.
Telefon natrętnie zawibrował mi w kieszeni. Odebrałem, nie zerkając nawet na
wyświetlacz. Doskonale wiedziałem, kto dzwonił. Czekałem na to połączenie od
kilku minut.
– Co z nią? – usłyszałem głos sprawcy tego całego bałaganu.
– Mrowicz twierdzi, że niczego nie pamięta. Całkowita amnezja – poinformowałem
go zgodnie z prawdą.
– Amnezja? To nawet dobrze się składa – stwierdził oschle.
Cały Michalski… bezwzględny sukinsyn bez
krzty uczuć i sumienia – pomyślałem.
– Kiedy ją zabierasz? – zapytałem z nadzieją, że w odpowiedzi usłyszę „za kilka
godzin”, ewentualnie „jutro”.
– Posłuchaj, Piotr – zaczął, a ja natychmiast zyskałem pewność, że nie spodoba
mi się to, co za chwilę powie. – Wiem, że ustalaliśmy inaczej, ale skoro
niczego nie pamięta, to lepiej będzie, jeśli zostanie u ciebie dłużej, niż
planowaliśmy. Sytuacja w Gdańsku skomplikowała się bardziej, niż początkowo
zakładałem i nie jest to najlepszy moment na jej powrót. Zaopiekuj się nią
dobrze. Włos ma jej z głowy nie spaść – rozkazał mi niczym jednemu ze swoich
chłoptasi na posyłki, chociaż doskonale wiedział, że cholernie wkurwiał mnie
taki ton.
– Masz rację… – burknąłem, przeklinając go w duszy. – Ustalaliśmy inaczej.
Miałem zapewnić jej opiekę, dopóki nie wybudzi się ze śpiączki. Obudziła się,
więc moja rola dobiegła końca.
– Mówiłem, że kilka spraw się skomplikowało – prawie na mnie ryknął.
– A ja powinienem powiedzieć, że gówno mnie to obchodzi i spakować walizki
swojego gościa – mój ton nie pozostawiał mu żadnych wątpliwości, jak bardzo
wkurwiła mnie ta nagła zmiana planów.
– Piotr, umówiliśmy się, że zaopiekujesz się nią, dopóki jej nie zabiorę. Skoro
niczego nie pamięta, to lepiej będzie, jeśli jeszcze przez pewien czas zostanie
u ciebie. Nie chcę, żeby wszystko wzięło w łeb – stwierdził nieco spokojniej.
– I co ja mam jej niby powiedzieć?
Że przyjechała tutaj na wczasy? – Czekałem na lepsze propozycje, ponieważ sam
nie miałem żadnych koncepcji. – Jak mam wyjaśnić jej stan?
– A co powiedział jej Mrowicz?
– Powiedział, że miała wypadek, uderzyła się w głowę, złamała rękę, przeszła operację…
– zacząłem wyliczać.
– I tyle wystarczy. O reszcie nie musicie na razie wspominać. Dopóki sama sobie
wszystkiego nie przypomni, może żyć w nieświadomości. Naginaj fakty wedle
uznania. Uważam również, że lepiej będzie nie podawać jej prawdziwego nazwiska.
– Niby dlaczego? – zdziwiłem się.
– Żeby nie szukała w Internecie wiadomości na swój temat. Niech na razie będzie
jakąś Zosią, Krysią lub Kasią znikąd, którą po prostu potrącił samochód.
– A jak mam wyjaśnić jej obecność w moim domu?
– Podobno jesteś inteligentny. Wymyślisz coś… – sapnął do słuchawki i zanim
zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, usłyszałem dźwięk informujący o tym, że mój
rozmówca zakończył już połączenie.
Pieprzony sukinsyn!